Życie w zachwycie.

Co mówi o Tobie Twoja torebka?

2 lutego 2016

Filozofia torebki.

Torebka. Pierwsza asocjacja: Kobieta. Dla mężczyzn- wieczna zagadka. Czarna dziura, w której nigdy niczego nie można znaleźć.

W końcu w czasie całego naszego życia przeznaczamy przeciętnie 76 dni na szukanie w niej czegoś. To się nazywa poświęcenie. Albo miłość. Tego mężczyźni nie zrozumieją nigdy.

Never ever.

Ilość.

 Masz ich setki, tak twierdzi MiO (mąż)- ciagle narzekasz, że potrzebujesz nowej.

Ciągle!? Jakie ciągle, dwie nowe na rok to przecież porażka, degradacja płciowa!

On nic nie wie o życiu. Zaledwie jakieś dziesięć (oficjalnie) torebek w mojej szafie plasuje mnie na szarym końcu w statystyce. Z tego tylko jedna designerska. Od Marca Jacobsa i na dodatek z second handu.

Czym to jest w porównaniu z szafą przeciętnej Włoszki, która statystycznie toreb posiada 60. Słownie: sześćdziesiąt! O, la vita e bella, dolce vita, dolce & gabbana też. Tym to dobrze.

Bag stories.

Pewna agencja z Hamburga przeprowadziła jakiś czas temu badania nad fenomenem kobiecej  torebki. Przepytano kobiety z siedemnastu krajów, które o swoich torebkach opowiadały przed kamerą. Dr Ute Redemacher, psycholog ekonomii biorąca udział w badaniach, podsumowała, że torba to przenośna forma emancypacji.

Badania pokazały: im bardziej my, kobiety, jesteśmy czynne zawodowo i mobilne, tym większe znaczenie ma nasza torba. Torebeczka, torbisko, torebunia. A ponieważ czynności wykonujemy coraz więcej, waga naszej torebki w ciagu ostatnich kilku lat wzrosła o 38 procent.

Torba nie jest tylko kawałkiem materiału do przenoszenia rzeczy, nasza torba jest wielofunkcyjnym narzędziem, bez którego nie można  żyć.

Wielofunkcyjność, czyli z życia wzięte.

 – Gdzie dokumenty od auta?- pyta MiO.

– W torebce- odpowiadam.

– Wezmę sobie- i rusza w kierunku torebki.

– Nie!- krzyczę-stop!

Nigdy się nie nauczy, że

do kobiecej torebki nie wolno zaglądać,

ponieważ to świętokradztwo.

Szukam więc dokumentów sama.

Wkładam dłoń, nadgarstek, rękę po łokieć i wreszcie wyciągam:

– cały stos rysunków Bibi, dostaję je codziennie, jak odbieram ją z zerówki i serce z koralików do prasowania od Benjamina,

czyli moje centrum spraw najważniejszych,

– portfel, telefon, klucze, notes, którego nigdy nie używam, ale może kiedyś zacznę (kupuję nowy co roku), cztery długopisy i post it,

czyli moje centrum dowodzenia,

 drugi portfel, tylko z kartami, wygniecione wyciągi z konta i wezwania do zapłaty za dwieście dwunastą kartę klubową,

czyli moje centrum finansowe ( jego kondycję przemilczę),

 dwie pary zapasowych skarpetek, nawilżane chusteczki, chusteczki nienawilżane, krople do nosa, butelka z wodą, następny długopis, dwie tabletki przeciwbólowe, parę koralików i klocków lego,

czyli moje centrum medyczne i apteczkę pierwszej pomocy,

 kilka figurek minionków,

czyli aktualne centrum kultu i uwielbienia,

 a na samym końcu masę notatek i trzy książki,

czyli moje centrum rekreacyjno- edukacyjne.

 Po prostu mam w niej wszystko, czego można w życiu chwilowo i Day na dłużej potrzebować.

Dokumenty od auta znalazłam na samym dnie, co- gdyby do sprawy znowu podejść psychologicznie, świadczy o tym, że moje centrum motoryzacyjne priorytetem u mnie nie jest.

Jest to jakby oczywiste: wolę być wożona.

Torebka a emocje.

Pierwsza torebka zastępuje nam pluszaka. Małe dziewczynki wciskają w nią wszystko, co ma dla nich największą wartość. Czyli ukochanego pluszaka też.

Za torba idą uczucia.To, jaką kobieta wybierze dzisiaj do pracy, czy na wieczór, zależy od humoru właścicielki. Nie tylko od stroju.

W wyborze torebki zawiera się także potężny ładunek emocjonalny. Nic tak nie pobudza, jak rozmowa o nowym modelu Longchamp, albo Miu Miu. Kiedy konwersacja się nie klei, wystarczy rzucić: niezłą masz torebką i już mamy uwielbiającą nas nową znajomą.

Design i psychologia.

Wielofunkcyjność wielofunkcyjnością, ale jest jeszcze design. Wieczny obiekt pożądania. Torba od projektanta. Nie jakieś H&M, tylko YSL i nie Zara, a Prada.

Szczerze mówiąc zawsze mi się wydawało, że dlatego chciałabym parę mieć, bo estetyka gra dużą role w moim życiu i po prostu lubię rzeczy dobrej  jakości. Nosi się je długo, a lekki vintage po latach nadaje takim rzeczom charakteru.

Otóż myliłam się.

 My kobiety wcale nie po to lubimy designer bags. Według amerykańskich psychologów, bardzo droga torba to sygnał, który wysyłamy innym kobietom, a który wyraża się w skrócie: wara od mojego faceta.

Tak jak mężczyźni, twierdzą psychologowie  ewolucyjni, przez drogie auto i jacht sygnalizują potencjalnej partnerce, że gwarantują spokojne i dostatnie życie i z materialnego punktu widzenia założenie rodziny nie stanowi dla nich problemu, tak nasza Chanel i Louis Vuitton warcząc, sprytnie chronią nasz związek.Wszystko podświadomie oczywiście.

Co z tą emancypacją?

Co ciekawe, w ramach tychże badań, zapytano ponad 600 kobiet, co sądzą o partnerach kobiet, które posiadają luksusowe torebki. Otóż obserwujące oszacowały, że im droższa torebka, tym mężczyzna bardziej dba o kobietę. A im bardziej, według teorii torebkowej, dba, tym mniej skłonny do flirtu.

Czyli niezależnie od tego, kto faktycznie kupił torebkę, kobiety lubią myśleć, że zrobił to facet.

Ale jesteśmy przewrotne!

A co z singielkami? Te też demonstrują torebkową siłę, twierdzą amerykańscy badacze. Wysyłają sygnał o treści: wara od mojego przyszłego faceta.

Konkluzja nr 1.

 Gdybym pokusiła się o interpretację mojej własnej osoby w związku z posiadaną torebką, to wynikałoby z niej, że:

– warczę jak mały piesek- mam tylko używanego Marca Jacobsa,

– czyli wszystkie panny bez problemu mogą się na MiO celem flirtu rzucać, a ja sama osobiście warto jestem temu winna, ponieważ nie zadbałam o wyraźne logo,

– a w ogóle to on mnie też nie dba, bo zapewnił mi tylko Marca Jacobsa i w dodatku z second handu.

Konkluzja nr 2.

 To może przy kwestii kobiecej torebki, zostanę przy mojej interpretacji tego fenomenu.

Bo Jacobsa kupiłam sobie sama i second hand był też świadomym wyborem. Lubię dobre rzeczy vintage i nie kręci mnie wydawanie całej pensji na torebkę. Wolę wydawać bez umiaru na książki. I pójść na dobrą kolację.

Odpowiadając na pytanie MiO:

–  Czy twoja torebka musi być zawsze taka wielka i ciężka (czasem dostaje ją do ponoszenia)?

Odpowiadam stanowczo:

– Tak. Musi.

Jej wielkość to moja wielkość. I symbol tego, że jestem zawsze przygotowana i gotowa na wszystko. Nic mnie nie zaskoczy. Jak mi dziecko zemdleje, to też je tam włożę.

Jej głębia to moja głębia.

Jej zawartość to wieloznaczność i złożoność mnie samej, kobiety.

Mój Jacobs jest co prawda bardzo malutki, mieści się tam zaledwie portfel, telefon i klucze. Ale za to na or drugim ramieniu noszę ecolniankę z napisem keep calm and carry on.

Tam mam cała resztę mojej wspanialej, sprytnej osobowości.

Cudownie jest być kobietą.

Pozdrawiam mocno.

 

 

 

TAGS
POWIĄZANE WPISY
Aga Krzyżanowska
Wiedeń/ Świdnica

Literatka, fotografka, nefelibata. Opowiadam historie o codzienności, w której w soboty jest zen, a we wtorki końce świata (albo na odwrót i w zupełnie inne dni). Czasami piszę książki, zawsze mam w torbie aparat, na ogół polegam w kuchni. Codziennie bujam w obłokach. Stamtąd wszystko lepiej widać.

Facebook